- Strasznie mnie przycisnęli po filmie, w którym rozmawiałem w samochodzie przez telefon-ciasteczko - przyznaje w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Sylwester Wardęga. Filmik, który miał sprawdzić czujność funkcjonariuszy, a jednocześnie ich "wkręcić" skończył się stertą mandatów. - Praktycznie od każdego patrolu, który mnie zatrzymał, dostałem później wezwanie na komendę - mówi Wardęga, który za każdą ze scen ma zapłacić 1500 zł mandatu.
- Za odegranie innej scenki mam z kolei zakaz wstępu na imprezy masowe do końca października - mówi prankster.
To przeszkody z krajowego i - powiedzmy - organizacyjnego podwórka. Ale to jednak nie policyjne nagrania przyniosły mu największą sławę. Światowe serwisy obiegł, zbierając dobre recenzje, filmik, w którym po nocy straszy przebrany za gigantycznego pająka pies. Wideo wyświetlone zostało 57 mln razy.
Komentarze (16)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeNo ale wszystko jest możliwe, skoro banda przugłupów wylewa sobie wiadra wody na łby i robi obciach na internecie.
No ale policja wreszcie coś robi. Przygłupawy cwaniaczek powinien dostać po łapach.
To co Wardega robi jest bardzo wazne i konieczne w obecnej sytuacji. Nie ma lepszej broni przeciwko tyrani niz jej osmieszenie w kazdy mozliwy sposob. Moze w koncu doprowadzi to do tego ze spoleczenstwo zacznie walczyc o swoje, sila jemu odebrane prawa przez styropianowcow wymieszanych z ubekami po polowie