"Czuję się nieźle, a po wylewie nie ma już śladu" - uspokaja pan Bohdan. "Wyznaję zasadę, że artysta chory być nie może, co najwyżej nawalony. No więc wypiłem trochę piwka i przeszło od razu" - dodaje. Miejmy nadzieję, nie całkiem serio.

Kilka tygodni temu Smoleń nagle poczuł się źle - zauważa "Fakt". Właśnie siadał do śniadania w swoim domu koło Poznania, kiedy nagle stracił przytomność. Błyskawicznie zabrało go pogotowie. W jednym z poznańskich szpitali stwierdzono u niego lewostronny wylew. Istniało realne zagrożenie, że zostanie częściowo sparaliżowany i może mieć problemy z mówieniem.

Reklama

"Było mi tam źle, wytrzymałem tylko pięć dni" - opowiada ze swadą. "Wszyscy chcieli robić sobie ze mną zdjęcia. A że za maskotkę robić nie lubię, a za małpę tym bardziej, to zwinąłem się stamtąd, jak najszybciej się dało" - dodaje z charakterystycznym dla siebie humorem.

>>> czytaj więcej w eFakt.pl

"Przepisali mi jakieś tabletki, więc biorę je, jak mi tylko alzheimer pozwoli" - mówi. "Ale w domu czuję się najlepiej" - kwituje. Kabareciarz żyje nadzieją, że wkrótce dojdzie do siebie i wróci do aktywnego życia. Choć dziś rzadko występuje na estradzie, czas poświęca chorym dzieciom i swojej fundacji, dzięki której mali pacjenci leczeni są metodą hipoterapii.

"O moich chorobach dowiaduję się częściej od ludzi na ulicy niż od moich lekarzy" - mówi "Faktowi satyryk. "Ciągle mówią, że zawały miałem, operacje jakieś, a przytrafił mi się tylko wylew, o którym staram się już nie myśleć" - ucina.