Przygody Pakszota znane są nie tylko czytelnikom tej gazety. Określenie "chomik Faktu" weszło już do naszego języka jako nazwa nieprawdopodobnej historii, na granicy absurdu, ale zawsze wywołującej życzliwy uśmiech.
Wiele razy "Fakt" z udawaną powagą opisywał, jak dzielny chomik - niczym jak Superman - zjawiał się tam, gdzie działa się krzywda. Zwalczał krety, które zadomowiły się na trawniku; bronił dzieci przed agresywnymi psami, latając na lotni albo zakradając się do sypialni z kamerką na grzbiecie, śledził niewierne małżonki. Brał udział w morderczych walkach chomików w podziemiach Warszawy, a w wolnych chwilach służył jako ochroniarz w sklepie i podrzucał ściągi dzieciom na klasówki.
Jednak już od kilku miesięcy nie pojawiał się na łamach bulwarówki. Był na "pomostówce”, bo przekroczył już "chomiczą" sześćdziesiątkę. Mieszkał cały czas w redakcji, dostawał pensję w formie wygodnych wiórków wyściełających jego domek, smacznych ziaren i świeżej wody. Miał komfortową, dwupoziomową klatkę z częścią sypialną, jadalnią i rekreacyjną.
Czy odesłanie Pakszota na emeryturę oznacza tak naprawdę zmianę wizerunku gazety? Redakcja "Faktu" milczy na ten temat.
Wiadomo tylko, że Pakszot zamieszka teraz u dwuletniej dziewczynki, Milenki Środy. Będzie mu tam dobrze. Dziecko już bardzo go pokochało.
I na koniec jeszcze jedna informacja o chomiku "Faktu": Pakszot jest tak naprawdę samicą chomika.