Na razie Rodowicz bawi w USA, gdzie koncertuje do połowy miesiąca. Ale zaraz po powrocie do Polski, równo za dziesięć dni, stanie do walki z nadwagą.
"Idę na dietę" - oznajmia "Faktowi" artystka. "Ze wszystkich diet, które znam i są sprawdzone, najbardziej mi odpowiada dieta plaż południowych, bardzo popularna w Stanach Zjednoczonych".

Reklama

Na czym polega ta dieta? Na jedzeniu samych pysznych rzeczy! Można się delektować rybami morskimi, owocami morza, pogryzać pyszne orzechy, jeść brokuły, szpinak, pomidory. Oczywiście jest też lista rzeczy zakazanych, a na niej na pierwszym miejscu są węglowodany. Należy się zatem pożegnać z chrupiącymi bułeczkami, a nawet płatkami śniadaniowymi. Nie wolno też pić ani kawy, ani alkoholu. W pierwszym etapie nie je się też owoców.
Czy uda się wytrwać? - zastanawia się "Fakt". Maryla wierzy, że tak się stanie, choć wie, jaką pokusę stanowi pyszne jedzenie.

"Czasami trzeba zgrzeszyć... - wzdycha Rodowicz. "Największy problem będę miała z wyrzeczeniem się masełka i kartofelków. Niestety, lubię rzeczy, które są na zakazanej liście..". Poza wyrzeczeniami kulinarnymi piosenkarkę czeka wylewanie potu na siłowni. "Muszę poćwiczyć mięśnie brzucha, na pewno zafunduję sobie aerobik, myślę też o tańcu".

Gwiazda wierzy, że uda jej się zrzucić tyle, ile zaplanowała. Szczególnie, że w odchudzaniu się miewała już lepsze wyniki. Jej rekordem było zrzucenie 8 kilogramów - przypomina "Fakt". Nie zamierza jednak w dążeniu do celu umartwiać się i katować.

"Tak naprawdę chodzi o to, aby zmienić sposób odżywiania, i wytrwać w tym do końca życia, jeść inne potrawy i w ogóle jeść mniej. Ale z drugiej strony uważam, że nie można się katować wyrzeczeniami, trzeba sobie czasami poprawiać nastrój..." - kończy pierwsza dama polskiej estrady.



Reklama