Fronczewski, który w filmie zadebiutował już w wieku 12 lat, teraz coraz częściej opowiada o swoich największych teatralnych wyzwaniach, w tym m.in. sztuce „Ja, Feuerbach” oraz o byciu na emeryturze.
Mam już legitymację ZUS. Nigdy nie przypuszczałem, że będę kiedyś na nią spoglądał. Jako młody człowiek mogłem dogonić tramwaj ruszający z przystanku i wskoczyć do niego w pełnym biegu. Teraz już ten tramwaj nie da się dogonić - mówi Piotr Fronczewski.
I na potwierdzenie swoich słów przytacza treść rozmowy, jaką swego czasu odbył Roman Wilhelmi z Januszem Bilewskim.
Grali "Poloneza", który przed przerwą kończył się zamaszystym polonezem. Romek Wilhelmi, który miał potliwą naturę - przy wysiłku, przy emocji rosiło mu się czoło - wycierał się chusteczką. Zeszli na przerwę, spadła kurtyna, Romek stoi zziajany i mówi: "Co to jest, co się dzieje, Bill, czy to oni dzisiaj szybciej grali, czy co? Ja zdycham". Bill spojrzał na niego z góry, a był o głowę wyższy, i mówi: "Romuś, oni z każdym rokiem będą szybciej grali". Czasu nie daj się oszukać – wspomina.
Aktor od ponad 20 lat związany z Teatrem Ateneum, wcześniej występował także na deskach Narodowego, Współczesnego i Dramatycznego. Przyznaje jednak, że największe znaczenie w jego życia miało spotkanie Gustawa Holoubka, który zaproponował mu angaż właśnie w Teatrze Dramatycznym. Do spotkania doszło w pociągu na trasie Warszawa-Wrocław.
Przypieczętowaliśmy to jajecznicą w Warsie - podkreśla. I opowiada: - Byłem młodzieńcem pełnym entuzjazmu. Nie grymasiłem. W teatrze właściwie wszystko, co robiłem zawdzięczam Gustawowi, który "ciągnął mnie za uszy", bom trochę leniwy.
W Dramatycznym stał się też cud. Przed premierą "Operetki" urodziła się moja druga córka. Pamiętam dzień przed próbą poranną. Gucio przyszedł i powiedział: "Słyszałem, że urodziła ci się druga córka". Mówię: "Tak, panie dyrektorze". Mówi: "No to możemy już przejść na ty" - dodaje.