"Fakt" rozmawiał z Katarzyną Pakosińską, między innymi o jej udziale w Tańcu z gwiazdami:
- Długo się pani zastanawiała nad propozycją zatańczenia w show?
– Ciężko było. Może nie wyglądam, ale przerażało mnie to całe zamieszanie wokół uczestników, co jest dla mnie trochę kłopotliwe. Przez parę nocy musiałam to przegadać, ale miałam świetną ambasadorkę, moją rodzoną siostrę, która ogląda „Taniec” od pierwszej edycji. Gdy się dowiedziała, to od razu książkę o tańcu kupiła mi na urodziny i powtarzała wciąż „spróbuj, spróbuj”. A gdy zobaczyłam, że będę tańczyć z tak fantastycznym trenerem jak Stefano, to stwierdziłam „No nie, idziemy w to, tańczymy”. Poza tym to nie jest coś obciachowego, a widzowie kochają ten program.
- A jak się pracuje ze Stefano Terrazzino?
– Łał! Stefano to południowiec, taki „Siciliano”, a ja jestem dla niego „baletniczką-pakozatką”. Złapaliśmy fajny klimat, razem oglądamy Felliniego. On wie, jak mnie trzeba traktować, wie, że nie można mnie tylko karcić, bo wtedy od razu się zacinam. Dotarliśmy się, jest fajnie. Czasami ciężko się nam rozstać po treningach. Poza tym taniec szybko zbliża i jest taki obnażający, pierwszy taniec, a on mnie już rozebrał... (śmiech).