Zdaniem Hołdysa program tego typu nie gwarantuje sukcesu. "Z napisami końcowymi kończą się emocje i trzeba zabrać się do pracy. Wówczas wychodzą wszystkie mankamenty kandydata. Brak determinacji, edukacji, repertuaru, konsekwencji, skłonność do chałturzenia. Brak wiedzy i rzeczywistych umiejętności. I woda sodowa" - pisze Hołdys.

Reklama

Jego zdaiem żaden polski zwycięzca talent show nie odniósł większego sukcesu. "Własnego repertuaru nie udźwignęli ani Wydra, ani Janosz, ani Flinta, ani Makowiecki, których nazwiska musiałem odgrzebać w Wikipedii" - pisze Hołdys.

Były lider Perfectu wspomina też Jarka Webera, zwycięzcę pierwszej edycji „Drogi do gwiazd", który znikł bez śladu i idola nastolatek Krzysztofa Zalewskiego (...) chłopak równie piękny i długowłosy jak Szpak, który wygrał drugą edycję „Idola". Zdążył zapowiedzieć koniec ery poprzedniej generacji muzyków, po czym wsiąkł w niebyt" - pisze Hołdys.

Jak twierdzi muzyk na kilkadziesiąt programów amerykańskich statystyki są podobne, choć zdarzyły się dwa spektakularne wyłomy: zwyciężczyni „American Idol" piosenkarka country Carrie Underwood sięgnęła po nagrodę Grammy, Jennifer Hudson zaś zaszła jeszcze wyżej – zdobyła filmowego Oscara.