Od Radosława Majdana i Doroty Rabczewskiej sąd mógłby się pewnie nasłuchać niemało. Sama piosenkarka grzmiała niedawno, że na zdrady męża ma niezbite dowody. Mimo to, jak dowiedział się nieoficjalnie "Fakt", piosenkarka nie wystąpiła o orzekanie winy przy rozwodzie. Postanowiła uniknąć wyniszczającej i długiej walki przed sądem. Do tego znacznie przedłużyłoby to procedurę, a Doda pragnie odzyskać wolność jak najszybciej.

Skąd ten pośpiech i niechęć, by zrewanżować się Radziowi za zdrady upokarzającą rozprawą w sądzie? "Otóż od dawna wiadomo, że historie, które mogą nawzajem opowiedzieć o sobie państwo Majdanowie, o wypieki na twarzy potrafiłyby przyprawić niejednego doświadczonego sędziego" - pisze "Fakt".

Od początku plotkowano, że związek "polskich Beckhamów" należy do wyjątkowo burzliwych. "Podczas gdy Doda na lewo i prawo potrafiła opowiadać o rozkoszach <bzykania> się z Radziem, jak Polska długa i szeroka plotkowano o swobodnym stosunku obojga do małżeńskiej wierności" - pisze "Fakt". Gdy Majdan wyjechał trenować do Szczecina jako zawodnik Pogoni, mówiono, że i Dorota nie rozpacza w Warszawie zupełnie pozbawiona męskiego towarzystwa.

Dlatego piosenkarka chce wrócić do stanu wolnego jak najszybciej, jak najłatwiej i bez obaw o wyjście na jaw i jakichś jej małżeńskich grzeszków - nie ma wątpliwości "Fakt". Jest jej tym łatwiej, że poradzi sobie finansowo bez męża. Nawet kilkanaście koncertów miesięcznie po około 40 tys. każdy, do tego reklamowanie rajstop, napojów, błyskotek sprzedawanych w kioskach oraz płatne SMS-y (automat wysyła chętnym do zapłacenia 5 zł cztery informacje o tym, co właśnie porabia Doda) czynią z niej jedną z zamożniejszych gwiazd polskiego show-biznesu.