Turscy na warszawskich bankietach pojawiają rzadko, bardziej ceniąc sobie chwile wspólnie spędzone w zaciszu domu. Ale gdy już bywają, nieodmiennie wzbudzają zachwyt jako zgodna i wciąż zakochana w sobie para z wieloletnim stażem małżeńskim. Trzy lata temu cała Polska z zapartym tchem sekundowała, gdy wspólnie zmagali się z chorobą nowotworową pana Andrzeja. Ale mało kto wie, że niewiele brakowało, a ich rodzinne szczęście już dawno ległoby w gruzy! Na salę sądową, żeby się rozwieść, trafiali aż dwa razy ! "To prawda, dwa razy wnosiłem pozew o rozwód i dwa razy go wycofywałem" - potwierdza w rozmowie z "Faktem" Andrzej Turski.

Pobrali się z wielkiej miłości w sylwestra 1970 roku. Ale już w latach osiemdziesiątych byli bliscy rozwodu. Oboje przemęczeni, przepracowani dosłownie mijali się w drzwiach. Do tego ich jedyna córka Urszula wymagała specjalnej opieki jako dziecko bezglutenowe, czyli będące na rygorystycznej diecie. On całe dnie spędzał w telewizji, ona - między szpitalem, przychodnią a domem. "Oddaliliśmy się od siebie. Żona była wiecznie zestresowana i sfrustrowana. To był horror! Ja pierwszy straciłem cierpliwość. Nie dało się tak dalej żyć, więc wniosłem pozew o rozwód" - mówi Turski.

Pełni złości i wzajemnych pretensji uparcie nie chcieli zgodzić się na rozwód bez orzekania o winie. "Mieszkaliśmy pod jednym dachem, więc winy za niepowodzenie tego związku szukaliśmy nawzajem w sobie" - twierdzi dziennikarz. Doszło do rozprawy. Po wyrzuceniu wzajemnych żali rozeszli się każde w swoją stronę. Ale też nie podtrzymali pozwu. Ostudzili emocje i spróbowali wspólnego życia raz jeszcze. Niestety, bezskutecznie. Po paru latach po raz drugi trafili do sądu .

"Znów byliśmy za bardzo pochłonięci swoimi sprawami zawodowymi. A poza tym zawsze znajdzie się jakaś dziewczyna, która uczepi się przystojnego żonatego faceta. I niewyspana, zmęczona i zagoniona żona nie ma wówczas szans!" - tłumaczy kolejny kryzys Zofia Turska. I znów pełni złości trafili na salę sądową.

Po wymianie wzajemnych pretensji przed obliczem sędziego poszli dokończyć rozmowę w kawiarni. "Za drugim razem wziąłem po rozprawie żonę na kawę. Porozmawialiśmy i znów się dogadaliśmy" - wyznaje dziennikarz. Zaczęli wszystko od początku, tym razem z sukcesem. Niedługo świętować będą 37. rocznicę ślubu. "Wszystko wróciło do normy. Aż się dziwię, że przetrwaliśmy tyle lat" - podsumowuje swoje małżeństwo Zofia Turska.