"To zawracanie głowy z robieniem afery z tego, że Alicja Bachleda-Curuś zasiadała w jury w Gdyni. W każdym jury za granicą jest taka maskotka. Zawsze się bierze jakąś popularną aktorkę piękną i młodą, by była taką ozdobą. Tam są przecież inni od tego, żeby decydować o poziomie filmów i rozmawiać merytorycznie" - mówi w rozmowie z "Faktem" Jan Nowicki. "Nie upatruję w tym niczego nagannego. Nie ma tu żadnej sensacji" - upiera się aktor.
Nie ulega wątpliwości, że w tej chwili Alicja jest najbardziej znaną na świecie polską aktorką. Jednak popularność zdobyła nie tyle dzięki dorobkowi artystycznemu, lecz swojemu związkowi z hollywoodzkim gwiazdorem Colinem Farrellem, z którym ma synka Henry'ego Tadeusza.
Większość polskich gwiazd mogłoby tylko pomarzyć o tak wielkim rozgłosie, jaki zdobyła Alicja. Od kilkunastu miesięcy media na całym świecie interesują się życiem aktora i jego partnerki. Oboje zapraszani są na czerwone dywany największych wydarzeń kulturalnych w Europie i USA. Również organizatorzy polskiego festiwalu wiedzieli, że obecność Alicji doda splendoru i rozgłosu imprezie. I faktycznie. Już na kilka tygodni przed polskie media prześcigały się w doniesieniach na temat jej planowanego przyjazdu.
Są jednak tacy, którzy z zazdrości siali zamęt, mówiąc w kuluarach, że to skandal, by taka młoda dziewczyna została jurorką i oceniała pracę znanych twórców. Jan Nowicki rzuca nieco światła na tę sprawę i nie zgadza się z oburzonymi plotkarzami. "Pani Bachleda w niczym mi nie przeszkadza. Niech sobie tam będzie. Ładna dziewczyna, coś tam dzióbie na zachodzie" – podsumowuje karierę naszej gwiazdy pan Jan.
"Dobrze, że mamy jedną dziewczynę, która zdobyła znanego aktora. Nie należy z tego wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Nie wiem, jaka to jest aktorka. W życiu jej nie widziałem na ekranie. Ale co to za różnica? Trzeba się cieszyć, a nie robić aferę" - broni Alicji wielki aktor. Czy to uciszy anonimowych krytyków?