Dla Artura Orzecha, który poprowadzi niedzielny koncert "Dobre, bo (o)polskie", spotkanie ze stolicą polskiej piosenki rozpoczęło się niezbyt fortunnie. Zamiast triumfalnie wjechać do miasta swoim jeepem, bezsilnie patrzył, jak jego auto ląduje na lawecie. Tuż pod Wrocławiem maszyna odmówiła posłuszeństwa. Trzeba było wezwać pomoc drogową. Fachowcy sholowali samochód i uporali się z usterką.

Reklama

Orzech miał więcej szczęścia niż Kargul. Wokół miał pomocnych ludzi, a nie złośliwego Pawlaka, który, jak przypomina bulwarówka, by dogadywał: "Mania słyszała? Naszemu sąsiadowi konia ukradli, a taki był ładny, amerykański, szkoda".

Na szczęście dla Orzecha cała przygoda skończyła się tego samego dnia - uspokaja "Fakt". W centrum Opola odebrał naprawiony samochód. Oby tylko amerykańskie auto w powrotnej drodze nie sprawiło dziennikarzowi kolejnej niespodzianki - pisze bulwarówka.

Więcej przeczytasz na eFakt.pl