Obecność Izy i Karoliny Małysz na skoczni to dość rzadkie wydarzenie. Najwierniejsze fanki Adama pojawiają się tylko podczas konkursów Pucharu Świata w Zakopanem i na kończących sezon zimowy zawodów w Planicy.

Reklama

- No i oczywiście na mistrzostwach Polski - dodaje żona Adama. Rodzina dwukrotnego wicemistrza olimpijskiego z Vancouver zamieszkała w tym samym hotelu, co nasza kadra, położonym niedaleko Kranjskiej Gory Śpiku. Czwartkowe skoki żona i córka jednego z faworytów trwającej imprezy oglądały stojąc na trybunie między kibicami. W piątek wybrały miejsce pozwalające o wiele lepiej obserwować głowę rodziny Małyszów w akcji - schody przy zeskoku. Ściskały kciuki i podskakiwały z radości, gdy Adam udanie walczył o medal mistrzostw.

- Nigdy nie dzielę skóry na niedźwiedziu. Zawsze sceptycznie podchodzę do takiego rozdawania medali przed imprezą. Chcielibyśmy, żeby Adam zdobył tu medal. Jest teraz w takiej formie, że jest to bardzo możliwe. Wygląda na osiągalne. Ale to tylko sport. Wiele zależy od warunków, dyspozycji w konkretnym dniu. Wszystkiego nie da się przewidzieć - mówi "Faktowi" pytana o szanse swojego męża pani Iza. Tyle że intuicja całkiem dobrze podpowiada jej wyniki rywalizacji na skoczniach. Niedawno przewidziała sukcesy Małysza w Vancouver.

- Miałam pewne przeczucia. Dwa tygodnie przed igrzyskami mówiłam do mamy: w pierwszym konkursie na pewno będzie medal. Ale nie złoty. I trafiłam. W drugim spodziewałam się brązowego, ale wcale nie jest mi przykro z powodu pomyłki - zdradziła żona naszego mistrza.

>>> Czytaj także: Tak się wożą rezerwowi w Legii