Jak długo trzeba było namawiać Artura Barcisia by zatańczył?
Oj długo. Teraz już mogę przyznać, że organizatorzy od samego początku mnie namawiali. No i w końcu się udało, dałem się przekonać.

Co przeważyło?
Przeważyło to, że w końcu nie musiałem wybierać między moim zawodem a udziałem w programie rozrywkowym. W tej chwili mam taki okres w życiu, że treningi mogę pogodzić z moją pracą zawodową.

Reklama

Czas to jedno, ale czy o zgodę pytał pan też żonę i syna?
To właśnie małżonka razem z synem namówili mnie żebym w końcu zatańczył. Bo ja mimo, że mam teraz więcej czasu to i tak chyba ze strachu bym nie chciał tańczyć, po prostu uważałem, że jestem za stary. Oczywiście wtedy zawsze przypominano mi kolegę z teatru – Krzyśka Tyńca, bo on dał radę i to troszeczkę mnie mobilizowało. Poza tym żona powiedziała mi: "Słuchaj, jak weźmiesz w tym udział, to będziesz młodszy, bo poprawisz sobie kondycję, zdrowie, no i czegoś się nauczysz."

Przyszedł czas treningów, ćwiczeń no i co wtedy?
I Masakra, no może nie aż tak tragicznie, ale bolało mnie absolutnie wszystko. Na szczęście mam cudowną partnerkę, która jest wyrozumiała. Choć jest bardzo wymagająca, to cierpliwa i bardzo mi życzliwa, co jest bardzo ważne. Bo ja jestem człowiekiem, któremu jeśli podcina się skrzydła, to się załamuje, chowa się w mysią dziurę i nie wyłazi stamtąd.

Reklama

Po treningach uczy pan żonę kroków?
Nie, nie, po treningach zazwyczaj jadę do teatru, gram jedno przedstawienie, potem drugie. Wracam około 23, jeszcze otwieram moją stronę internetową, bo tam wszyscy na mnie czekają. A potem przewracam się na łóżku i zasypiam. Rano wstaję i znowu w ten kierat. Ale jestem przyzwyczajony do ciężkiej pracy. Ja w ogóle lubię pracować.

Jak reagują koledzy z branży na pana tańczenie?
Bardzo, bardzo życzliwie. W ogóle wszyscy ludzie życzliwie reagują. Na każdym kroku spotykam się z sympatią. Sklepowe w sklepach, panowie na stacjach benzynowych, wszyscy mi kibicują i cieszą się, że będą mnie oglądali. To jest bardzo miłe, a z drugiej strony potworna odpowiedzialność. Bo co, jeśli ich zawiodę...?

Już się plotkuje, że zobaczymy pana w finale.
Proszę takich rzeczy w ogóle nie mówić. Bo jeżeli odpadniemy w trzecim czy czwartym odcinku, to będzie bardzo przykro. Ale dodam, że nie ma między nami jakiejś dzikiej rywalizacji. Ta grupa jest bardzo fajna, a ja chcę się po prostu dobrze bawić, czegoś nauczyć i sprawdzić swoje możliwości

Reklama

Czy trema na parkiecie jest podobna do tej w teatrze?
Jest dużo większa. W teatrze ja mam dwie godziny, by zagrać daną rolę. Poza tym jestem aktorem i w zawodzie pracuję trzydzieści lat, więc wiem, jak to smakuje. Tu jest minuta i czterdzieści sekund, by pokazać albo, że się coś potrafi, albo żeby się skompromitować. Dlatego staramy się z Pauliną dobrze przygotować.

Jakie ma pan najbliższe plany?
Rozpocząłem próby do sztuki w Teatrze Ateneum – „Bóg mordu”, gdzie gram jedną z czterech głównych ról. Moją partnerką jest Iza Kuna. No i gram w Teatrze Polonia, Teatrze Capitol... W lipcu natomiast zaczynamy zdjęcia do kolejnego „Rancza”.

>>> Zobacz także: Tomasz Kammel - szalony kapelusznik