"Gdy urodziłam Dorotkę, miałam 33 lata. Marzyliśmy o córeczce. Byliśmy na tyle dojrzali, że mogliśmy się cieszyć nią. Była śliczna" - wspomina z uśmiechemWanda Rabczewska.
Doda w swoim stylu podsumowuje wyznania swojej mamy. "Bez przesady, miałam wytrzeszcz i wielką głowę, i grzywkę samuraja. Miłość matki jest ślepa" - mówi i przy okazji dokłada też swojemu tacie, nieobecnemu w czasie tej rozmowy. Przypomina, jak "zagadał się z kolegą i niechcący wypuścił wózek z rąk, który zjechał z górki i przewrócił się. Skutki są widoczne do dziś, ha ha" - śmieje się Doda.
"Myśleliśmy, że umrzemy ze strachu!" - dodaje Wanda Rabczewska. "Dorotka zachowała tak wymowną ciszę, że spodziewaliśmy się najgorszego. Ale kiedy podnieśliśmy wózek, zobaczyłam, że przekornie chichocze" - opowiada.
Mała Doda wiele razy udowodniła rodzicom, że ma poczucie humoru. Prawdopodobnie w znacznej mierze odziedziczone po tacie. Na przykład wtedy, gdy wymyśliła żart, że w pękła rura w łazience.
"Uznałam, że całą akcję trzeba rozłożyć na dwa dni, żeby było prawdziwiej. Wylewałam więc wodę po trochu, kubkiem. Ale tata był sprytniejszy. Udał, że schodzi do piwnicy. Z miną zwycięzcy leję wodę, a on szturcha mnie: <A co ty robisz?>" - opowiada piosenkarka "Vivie".
Dlaczego to robiła? "Żeby coś się działo. Nie znosiłam zastoju. Do tej pory tak jest" - mówi Doda.