Jak relacjonuje "Fakt", Borysewicz "wszedł do klubu rozanielony, w znakomitym nastroju i w towarzystwie dwóch uroczych dam. Od razu zaczął z nimi pozować do zdjęć, uśmiechając się i wyrażając swoją głęboką miłość do świata. Tak głęboką, że w pewnym momencie z jedną ze swoich towarzyszek zaczął się dość niehigienicznie całować".
Na parkiecie muzyk Lady Pank "za wszelką cenę chciał się zaprzyjaźnić z kolejną piękną dziewczyną. A że przy okazji wkładał jej ręce pod sukienkę? Cóż, dobre maniery się ma bądź nie" - komentuje bulwarówka. Jak czytamy w "Fakcie", po tańcach Borysewicz opróżnił porwaną z baru butelkę.
"Po tym wyczynie zdecydował, że chce opuścić klub. Zwrócono mu uwagę, że za butelkę należy zapłacić. Borysewicz zbył te uwagi milczeniem, więc ruszył za nim jeden z gości klubu, znajomy właściciela" - relacjonuje gazeta.
"Doszło do szarpaniny, a Jan Bo stał się niezwykle agresywny. Z furią szarpał się z próbującym go uspokoić człowiekiem, rzucał chamskimi odzywkami. W końcu wyrzucono go z klubu" - pisze "Fakt".