Dlaczego program nazywa się "Cienie PRL", a nie na przykład "Blaski i cienie PRL"?

Bronisław Wildstein: Blaski nazizmu, blaski komunizmu... Nie widzę tych blasków. PRL to był jeden wielki cień. Jednak program będzie opowiadał o cieniach PRL w III RP. To program o obecności historii w naszej rzeczywistości.

Reklama

Na czym opiera się ten pomysł?

Wynika on z braku - bardzo niewiele wiemy o naszej najnowszej historii. Już sam moment transformacji systemu komunistycznego w demokratyczną Polskę nie jest do końca jasny, a bohaterowie tego, co zdarzyło się w latach 80., wciąż żyją i tworzą naszą współczesną rzeczywistość - można podejrzewać, że dzięki nim nasza najbliższa historia jest gruntownie ukryta, zafałszowana.

Reklama

I to Instytut Pamięci Narodowej, z którym będziecie współpracować przy programie, ma pomóc ją odsłonić

IPN to największe archiwum wiedzy o naszej najnowszej historii. Uzyskaną od niego informację musimy przekuć na program i uczynić zaczynem debaty. IPN od jakiegoś czasu odsłania materiały, które dla wielu są szokiem. To dlatego, że funkcjonujemy w sferze mitów, wywiedzionych z PRL. Kultywują je ludzie, którym są one na rękę - ci, których kariery przypadły na lata poprzedniego systemu. Zdemaskowanie tych mitów byłoby dla nich niewygodne.

To na tym będzie polegał "wątek sensacyjny" programu?

Reklama

Jego sensacyjność polega na tym, że poruszymy sprawy w ogóle nieznane opinii publicznej. Nie wiedzieliśmy chociażby, że wielu budowniczych PRL było agentami gestapo. Wciąż nie wiemy też, kto stoi za morderstwem premiera Jaroszewicza i jego żony - a w tym samym czasie dokonano dwóch innych na ludziach, którzy brali udział w przejmowaniu archiwum gestapo na Dolnym Śląsku. Jednak nie ograniczymy się do sensacji. Chcemy zastanowić się nad fundamentalnymi rzeczami - żywą obecnością symboli PRL we współczesnej Polsce, tym, jak honorujemy przeszłość i czy w ogóle można ją osądzić? Nie twierdzę zresztą, że znajdziemy odpowiedzi na te pytania; będziemy je stawiali.

Jest pan osobą publiczną, znaną z wyrazistych poglądów. Będzie się pan umiał zdobyć na obiektywizm?

W pewnych sytuacjach mam obowiązek dać głos obu stronom konfliktu, ale ja wcale nie udaję, że nie mam poglądów na dany temat. Zresztą łatwo tu o sytuacje absurdalne. Kiedy mówimy o zbrodni, to powinniśmy zapraszać do studia policjantów i przestępców, i pozostać bezstronnymi? Jest taki dowcip Mleczki: obok siebie stoją Bóg i wąż. Reporter zabiera mikrofon Bogu i mówi: a teraz posłuchamy drugiej strony. Często nie ma racji po drugiej stronie. Być może w pewnych sytuacjach będę wycofywał się z mojej oceny sytuacji, ale właściwie czym mam być? Dodatkiem do mikrofonu?

Właśnie o to pytam. Czyli będzie pan stawiał własne diagnozy.

Na pewno będę stawiał. Nie jestem wynajętym spikerem, a uczestnikiem dyskusji.

Z kim pan będzie dyskutował w studio?

Zarówno z bohaterami wydarzeń, o których będzie mowa w materiałach filmowych, wyświetlanych przed rozmową w studio, jak i zewnętrznymi komentatorami. Gdy będzie mowa o obecności symboli w naszej rzeczywistości, chciałbym porozmawiać z radnymi Rzeszowa, którzy planują nazwać jedną z ulic nazwiskiem Władysława Kruczka, odpowiedzialnego za masakrę robotników na Wybrzeżu w latach 70. Warto zapytać intelektualistów, jak powinna być kształtowana przestrzeń symboliczna narodu, która buduje naszą tożsamość.

Czy temat polityki historycznej jest nam z jakiegoś powodu potrzebny akurat dziś?

Ciągle słyszę, że mamy dość tego tematu. Polityka historyczna jest obiektem wściekłych ataków, tak jak lustracja jest nieciekawa dla tych, którzy całe życie poświęcili na to, by jej nie było. Tymczasem państwo jest emanacją narodu i musi odwoływać się do jakiejś tradycji - dlatego ten program jest nam potrzebny. Poza tym nie będziemy mówili o zamierzchłej historii, a o rzeczach nam bliskich. Pokażemy, że przeszłość wcale nie jest przeszłością.

I dzięki temu będziecie próbowali zmienić teraźniejszość?

Oczywiście. Traktuję poważnie zawód dziennikarski i mam ambicje wpływać na rzeczywistość - oczywiście ze świadomością ogromnych ograniczeń. Są takie stare filmy amerykańskie, które pokazują, że dziennikarstwo jest ostatnią instancją, gdy zawodzą inne instytucje demokratyczne. Ja uważam, że zawodzi nasza wiedza historyczna, a zatem rozpoznawanie rzeczywistości i chciałbym przy pomocy IPN-u i telewizji choćby w maleńkim stopniu to zmienić.