Artur Zaborski: Jak wyglądała u Was zmiana formuły kontaktu z widzem z podcastu na program dla HBO?

Phoebe Robinson: Obecnie wszystko jest dla nas łatwo dostępne – brakuje nam dziś intymności. Ludzie potrafią robić wiele rzeczy jednocześnie. Mnóstwo osób słucha naszego podcastu w czasie podróży, więc mogą słuchać nas choćby i przez pięć godzin. W efekcie to, jak wykonamy naszą pracę, w dużym stopniu na nich wpływa, kształtuje ich. Dodatkowo, między prowadzącym a słuchaczem tworzy się silniejsza więź, wynikająca również z tego, że mówimy o codziennych sprawach. Tym samym przejście do telewizyjnego formatu jest dużą zmianą. Według mnie nasz serial, tworzony dla HBO, będzie dla widzów unikalnym doświadczeniem. Myślę, że będą się oni czuli bardziej komfortowo, będą w stanie się z nami zaprzyjaźnić w krótkim czasie. To wielki moment dla twórców podcastów, dla wszystkich ludzi posiadających umiejętność łączenia się z ludźmi.

Reklama

Jessica Williams: Podcasting to wyjątkowa, bardzo intymna forma komunikacji ze słuchaczem. Podcastu można słuchać w domu, w pociągu, nawet w toalecie. Główna różnica podczas przerabiania go na program telewizyjny to znaczny wzrost budżetu, którym dysponujemy. Wydaje mi się, że jeżeli ktoś zajmuje się tworzeniem podcastów, robi to, ponieważ to kocha. Fakt, że mamy okazję zrealizować aż pięć odcinków dla HBO jest czymś niewiarygodnym.

W jaki sposób opracowywałyście na potrzeby telewizji tematy, o których już mówiłyście w waszym podcaście?

PR: Te tematy to włosy – możemy o fryzurach rozmawiać godzinami; penisy – bo uwielbiamy traktować mężczyzn jako przedmioty, oraz Nowy Jork, miasto, które jest dla nas wyjątkowym miejscem. Nie wiem, jak w innych krajach, ale w Stanach postrzega się czarnych jako wysportowanych, dobrze ubranych, mówiących w czadowy sposób ludzi. My jesteśmy zaprzeczeniem tego stereotypu. (śmiech) My staramy się zaprezentować ludziom spojrzenie z innej perspektywy na życie czarnych – pokazać, że nie jesteśmy jedynie tym, co pokazywane było w mediach przez wieki.

Reklama

Czy jest jakaś różnica pomiędzy wami a waszymi scenicznymi kreacjami?

JW: Nie. Staramy się prezentować na scenie siebie w sposób szczery, próbujemy wiernie ukazać widzom nasze wnętrza. Robimy to choćby poprzez żarty z siebie czy sposób, w jaki rozmawiamy. Robimy to w każdym odcinku podcastu i wydaje mi się, że słuchaczom odpowiada nasza autentyczność.

Reklama

A czy obecność kamery w jakiś sposób wpływa na wasze działania?

PR: Nie. Nie jest to dla nas nic specjalnego, nagrywamy wszystkie nasze występy przed publicznością na Brooklynie. Jedyna różnica jest taka, że w przypadku odcinków dla HBO mieliśmy wsparcie genialnych makijażystek. (śmiech)

JW: Potrafię być mocno „fizyczna”, jeżeli chodzi o moje gagi – jest to motyw, który eksploruję w serialu. Noszenie fikuśnych ubrań, skakanie w nich po scenie… Uważam, że fani podcastu dzięki serialowi poczują, że w końcu przeżywają pełne doświadczenie, bo zyskali dostęp do czegoś, czego brakowało w radiu.

Mogłybyście opowiedzieć o kulisach sprowadzenia do waszego programu Johna Stewarta?

PR: HBO odegrało w tym znaczną rolę. To oni odpowiadają za sprowadzenie tak znamienitych gości. Skłamałybyśmy mówiąc, że to zasługa nasza czy naszego programu.

Jaki był klucz, według którego dobierałyście gości?

JW: O większości z nich wiedziałyśmy, że są fanami naszego podcastu, a dodatkowo my byłyśmy ich fankami. Pragnęłyśmy zaprosić ludzi, którzy będą mieli coś do powiedzenia, aby poprowadzić z nimi luźną dyskusję, przyjemnie spędzić czas. Wszyscy, którym zaproponowałyśmy udział w programie zgodzili się bez wahania. Przy wyborze, kogo chcemy zapraszać bardzo pomógł fakt, że nawzajem podziwialiśmy swoją twórczość. Pragniemy spędzić miło czas, zadając sobie głupie pytania.

PR: Nawet jeżeli w naszym programie gościem jest znany celebryta staramy się prowadzić program jak zwykle – pytamy ich o takie bzdety jak to, jakie seriale oglądają. Każdy z naszych gości lubi pożartować na swój sposób – udało nam się to dobrze uwypuklić.

Czyli w waszym serialu nie ma ukrytych reklam?

JW: Nie, to jedna z jego największych zalet. Często zapominamy, że znani z ekranu celebryci mają swoje prywatne życia i przemyślenia – o nich, a nie o ich pracy chcemy z nimi rozmawiać. Chciałyśmy spontanicznej konwersacji, bez żadnych filtrów.

Jeżeli chodzi o wybór rozmówców – aktywnie staracie się omijać białych facetów?

PR: Jasne! (śmiech)

JW: Priorytetową grupą odbiorców podcastu były kobiety, kolorowi i społeczność LGBT+, czyli ludzie, którzy nie są wystarczająco mocno reprezentowani w mediach. Pragnęłyśmy przede wszystkim ukazać perspektywę tych, którzy zazwyczaj nie mają okazji się wypowiedzieć. Byli oni fantastyczni, niesamowicie zabawni – zaskoczyli nie tylko publikę, ale i nas.

PR: Najlepsze jest to, że każdy z naszych rozmówców był niesamowicie zabawny – mimo że wszyscy jesteśmy inni. Myślę, że nasz podcast ma szansę uświadomić słuchaczom, że mimo różnic jesteśmy podobni.

Czy wasz kolor skóry sprawił, że musiałyście zmierzyć się z jakimiś problemami w pracy?

PR: Nie.

JW: Być może na początku kariery ludzie mówili mi – nie dasz rady, nie ma publiki, która chciałaby cię słuchać. To, co piękne we współczesnej komedii, to fakt, że do widzów można dotrzeć wieloma różnymi kanałami – komunikacja ta jest obustronna, publiczność może na bieżąco wyrażać swoje zadowolenie lub dezaprobatę. Nie chcę mówić, że obecnie jest łatwo – bo nie jest – ale jeżeli ma się pomysł na siebie i na przekazanie ludziom swoich idei, można obecnie trafić do ogromnych mas. 30 lat temu nie dałybyśmy rady zrobić takiej kariery.

Jakie są wasze dalsze plany? Dalsza współpraca z HBO?

JW: Chciałabym nakręcić kolejne odcinki – świetnie bawiłam się na planie, więc jeśli pojawi się taka oferta na pewno ją rozważymy. Obecnie wierzę, że „sky is the limit” – debiut w telewizji na pewno otworzy nam wiele drzwi. Czekam na oferty współpracy z ciekawymi ludźmi – czy to od HBO, czy od U2, Bono, Opry… (śmiech)

PR: Zawsze U2 i Bono! (śmiech)

Reprezentujecie kolorowe kobiety – nie jesteście pierwszymi takimi kobietami w telewizji, jednak rzadko widzimy przyjaźń pomiędzy takimi osobami. Jak wasza relacja, przyjaźń na ekranie może wpływać na odbiorców?

JW: W latach 90 był to znacznie popularniejszy motyw, częsty w serialach z tamtych czasów. Później ten temat stał się nieco rzadziej wykorzystywany przez twórców. Obecnie często ukazywane są czarne kobiety u władzy, które nie mają żadnych bliższych znajomych. To, że pokazujemy, że rozmawiamy z innymi, lubimy się zabawić, na pewno wpłynie na zmianę tego stereotypu.

PR: Na ulicy często zaczepiają mnie ludzie i mówią: „Przypominasz mi moją znajomą!”. Przyjaźń jest taka sama niezależnie od koloru skóry, wiary czy płci.

Możecie zdradzić jakiś sekret zza kulisów?

JW: Naszą wielką tajemnicą jest to, że zawsze jemy sałatkę z łososiem. (śmiech)

PR: Koło studia była jedna restauracja, której nie cierpiałyśmy – czasami sałata była zamrożona, czasami ryba niesmaczna.

Jak odniesiecie się do tezy, że biedni i kolorowi mogą pozwolić sobie na większą swobodę jeżeli chodzi o naruszanie poprawności politycznej niż biali?

JW: Myślę, że większym problemem jest to, że często dopuszczenie tych grup ludzi do głosu traktowane jest jak ich sukces. Ludzie uważnie słuchają tego, co mówimy. Co właściwie znaczy poprawność polityczna? Według mnie katalizuje ona seksizm i rasizm. My chcemy pokazać, że żyjemy jak wszyscy inni.

PR: Siłą komediantów jest to, że mają moc, aby nabijać się z poważnych problemów społeczeństwa. To jest nasza praca!

Na zakończenie – jaką przyszłość ruchów #MeToo, TimesUp przewidujecie? Skończy się oporem społecznym i ich stłamszeniem czy Oprą jako prezydentem?

PR: Według mnie pozwala to większej liczbie ludzi na opowiedzenie o swoich problemach – to się nie zmieni.

JW: Niektóre działania, które 50 lat temu były akceptowalne, obecnie są uznawane za złe - na przykład molestowanie w pracy. Dziś chcemy, żeby podobne niesprawiedliwości ustąpiły szybciej. Nie jest uczciwe, że kobiety zarabiają mniej. Nie będziemy czekać kolejnych 50 lat na zmianę. #MeToo i TimesUp są tego świadectwem i gwarancją.