Anna Sobańda: Czy gwiazdy gwiazdorzyły na planie nowego „Agenta”?

Kinga Rusin: Biorąc pod uwagę to, że były poddawane nie tylko testom na fizyczną wytrzymałość, ale presji czasu, działania w stresie, to aż się dziwię, że nie narzekały. Parę razy zdarzały się sytuacje skrajne, w których każdemu puściłyby nerwy.
Pracowaliśmy w skrajnych warunkach atmosferycznych, na przykład w położonym 1700 m n.p.m. Johannesburgu w nocy temperatura spadała tak bardzo, że chodziliśmy w puchowych kurtkach, ale już dwie godziny później robił się upał nie do zniesienia. Kilkoro naszych uczestników już na początku miało poparzenia od słońca. Jasne, że zdarzały się sytuacje, w których trudno było zachować stoicki spokój.

Reklama

Pamięta pani taką szczególnie trudną dla uczestników sytuację?

Oczywiście, ale nie mogę za dużo zdradzać. To wszystko będzie można obejrzeć w kolejnych odcinkach programu. Pamiętam zadanie, podczas którego nie można było wysiąść z samochodu, dopóki nie wykona się polecenia. Mijały nie minuty, ale godziny. Niektórzy chcieli choć na chwilę wysiąść z samochodu, ale znajdowaliśmy się wśród dzikich zwierząt. Nie było takiej możliwości.

Reklama

Czy któryś z uczestników panią zaskoczył?

Wszyscy! Wśród 14 uczestników nie było takiej osoby, która by mnie nie zaskoczyła. A byli też tacy, którzy zaskoczyli mnie bardzo. Program „Agent” to oczywiście przede wszystkim rozrywka i gra, w którą chcemy wciągnąć widza. Wyobrażenia o niektórych naszych uczestnikach są mocno ugruntowane, ale w programie udowodnimy, że bardzo często nie mają one wiele wspólnego z rzeczywistością. Przed zdjęciami do programu czytałam informacje o uczestnikach, chciałam ich poznać, zanim spotkamy się na planie. Oglądałam ich dokonania, czytałam wywiady. Stworzyłam sobie na tej podstawie ich obrazy. Głównie oparte o to, w jaki sposób sami kreują swój medialny wizerunek. Później okazało się jednak, że w programie „Agent” grać kogoś innego można najwyżej przez godzinę, a później już się po prostu nie da. Myślę, że nie tylko ja będę zaskoczona. Jeśli z tego programu wypływa jakiś morał to taki, żeby nie oceniać ludzi po pozorach.

Program realizowany był w Republice Południowej Afryki. To piękny kraj, ale uchodzący za dość niebezpieczny. Czy zdarzało się ekipie stawać w obliczu realnego zagrożenia?

Reklama

Zdarzyła się jedna sytuacja. Wszystko skończyło się dobrze, choć były momenty grozy. Miejsca niebezpieczne w Afryce to te, w których jest wysoki poziom bezrobocia. Część ekipy poruszała się dość dużym konwojem i w wyniku zamieszek w jednej z miejscowości zostali zatrzymani przez miejscową ludność. Mieszkańcy zrobili blokady i wszystkie samochody, które znajdowały się na drodze na terenie tej miejscowości, zostały uwięzione. Chodziło o to, aby wywrzeć presję na policji, by ta rozwiązała konflikt między mieszkańcami. Pasażerowie uwiezionych samochodów posłużyli zaś za zakładników. Tego dnia pojechałam na plan nieco wcześniej. Czekałam więc z resztą ekipy na sygnał, co się dzieje pośród zamieszek. Nie wiedzieliśmy, jak sytuacja się potoczy. Policja niestety nie była chętna do działania. Na szczęście dosyć szybka reakcja firmy z RPA, która nam organizacyjnie pomagała poskutkowała tym, że interweniowało wojsko i wszystko dobrze się skończyło. Zdarzały się więc takie sytuacje, ale patrząc na to, co się dzieje w Europie i na świecie, trudno znaleźć miejsce, które jest w pełni bezpieczne. Trzeba szanować miejscowe zwyczaje, dowiadywać się co wolno, a czego nie i tego przestrzegać. Wtedy podejmuje się mniejsze ryzyko. Ale oczywiście domy otoczone drutami kolczastymi pod napięciem robią wrażenie.

Podziały rasowe w RPA wciąż są bardzo widoczne?

Tak, tam cały czas są spore tarcia. To wszystko wynika jednak również z nierówności społecznych i biedy.

„Agent” powraca po 14 latach. Czy pani zdaniem wskrzeszanie formatów z przeszłości ma sens? Jest bowiem kilka przykładów innych programów, które przywrócone na wizję okazały się klapą.

To jest już inny format. Ten pierwszy „Agent” dla wielu widzów był kultowym programem. Uczestnikami były osoby nieznane, co dla niektórych było największym atutem. Teraz jednak wracamy z zupełnie nową jakością i ogromnym rozmachem realizacyjnym. Ilość kamer, ujęć, planów, precyzja w ustawianiu tego wszystkiego nawet dla mnie, pracującej w telewizji ćwierć wieku, były zaskoczeniem. Wracamy także z nowymi bohaterami w zupełnie niecodziennych dla siebie rolach.