Anna Sobańda: Program "Warto rozmawiać" wraca na antenę. Czy jego formuła ulegnie zmianie?

Jan Pospieszalski: Od 2004 roku staram się robić dokładnie to samo: zapraszam do studia ludzi o przeciwstawnych poglądach i w studiu na żywo staram się konfrontować ich odległe od siebie wyobrażenia o świecie. Konflikt i spór generuje temperaturę i emocje, dlatego jest chętnie oglądany. Telewizja w ogóle rządzi się kontradykcją. Mamy jednak kłopot, ponieważ żyjemy w kraju, w którym rozmowa staje się coraz trudniejsza. Ten konflikt wylewa się na ulice, przetacza się przez parlament, wychodzi z niego, wnika pomiędzy rodziny, sytuacje towarzyskie, sąsiedzkie, relacje zawodowe. Bardzo głęboko wrósł w polski pejzaż. Okopanie się tych dwóch plemion jest czymś bardzo bolesnym, ale niestety tak to wygląda. Nie wiem, na ile uda nam się dzisiaj w tej głęboko podzielonej rzeczywistości prowadzić rozmowę. Ciągle jednak mam nadzieję, że to jest możliwe. Będziemy próbowali odwoływać się do obszarów wspólnych, które ułatwiają wymianę poglądów. Taki dialog oczywiście zakłada domniemanie uczciwości drugiej strony, tego że nie kłamie i nie przychodzi po to, żeby ociągnąć swoje cele. Jako człowiek ciągle naiwny, optymistyczny, liczę, że się uda.

Reklama

Możemy liczyć na to, że w "Warto rozmawiać" będą rozmowy, a nie pyskówki?

Nie da się uniknąć ostrej wymiany zdań, wydaje mi się jednak, że załatwią to wszystkie bieżące programy informacyjne. Nas będzie bardziej obchodziło, co kryje się pod tą pyskówką, dlaczego ludzie zachowują się tak agresywnie, albo dlaczego wokół jakiegoś projektu czy programu są tak zantagonizowane zdania. Gdzie jest podkład ideowy, który uruchamia takie emocje.

Reklama

Panu jako prowadzącemu zarzuca się wyraźne faworyzowanie jednej ze stron dyskusji i przez to podgrzewanie tych emocji.

Ja już słyszałem wiele rzeczy. Nie mam błon między palcami, czarnego podniebienia ani pazurów i nie żywię się krwią noworodków.

A tak na poważnie, mam głębokie wrażenie, że tylko wyrazista postać i wyrazista postawa zakłada uczciwość. Nie ukrywam swoich poglądów, mówię o nich wprost, dlatego daję prostą sytuację tym, którzy przychodzą do mojego studia.

Czy pana zdaniem, na antenie Telewizji Polskiej powinien pojawić się program prezentujący tę drugą, odmienną od pańskiej wizję świata?

To chyba nie jest pytanie do mnie. Uważam jednak, że system poglądów, jaki ja reprezentuję, jest podzielany przez olbrzymią procentowo grupę naszego społeczeństwa. Zakładam również, że cała masa ludzi rozpoznaje się w tym, o czym mówię czy piszę w autorskich felietonach. Jakby pani prześledziła ramówkę telewizji od rana do wieczora, to znalazłaby pani absolutnie większość ludzi, którzy reprezentują tę tak zwaną drugą stronę. Ten dominujący język, dotyczący historii najnowszej, kwestii ochrony życia, stosunku do Kościoła i do wiary jest wszechobecny.

Pana program często był stawiany w kontrze do programu Tomasza Lisa, który zniknął z anteny. Czy będzie pan tęsknił za konkurentem?

Reklama

Przede wszystkim protestuję przeciwko takim zestawieniom. One pojawiały się w ustach nawet prowadzącego "Wiadomości" w maju, gdy wymieniony przez panią autor musiał przepraszać za rzeczy, jakie popełnił na swojej antenie. Jakiekolwiek porównania z tego rodzaju praktykami mnie obrażają i na tym zakończę ten temat.

Jakich tematów mogą spodziewać się widzowie "Warto rozmawiać"?

Nas naprawdę kręcą rzeczy dotyczące światopoglądu i idei. Ponieważ wchodzimy na antenę 1 marca, czyli w Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych, poruszymy kwestię sporu o pamięć. To jest bardzo ważna rzecz, która pokazuje głęboki podział społeczny, który ciągnie się przez biografie rodzin. Cała masa dzisiejszych autorytetów, celebrytów, ludzi z establishmentu bardzo głęboko jest związana z tym, co nazywamy okresem totalitarnym oraz aparatem represji okresu totalitarnego. Mówią o tym książki "Resortowe dzieci" czy biografie ludzi, którzy tworzą dzisiejsze olbrzymie media i wiodące duże gazety. Stąd ten spór o pamięć jest jednym z tych elementów, które wywołują ogromne emocje, ale które należy odkłamywać i przywracać we właściwych proporcjach.

Poruszanie takich tematów budzi emocje i często kończy się w sądzie. Nie obawia się pan procesów?

To też jest ciekawy temat, jak wymiar sprawiedliwości stał na straży fałszywej pamięci albo niepamięci dotyczącej historii najnowszej. Wystarczy prześledzić procesy Rafała Ziemkiewicza. Słynny proces o to, że w "Newsweeku" napisał on, iż Adam Michnik całą swoją publicystyką wychwalał zbrodniarzy komunistycznych. Ja miałem dwa procesy o tę pamięć, to była kwestia z rodziną Bronisława Geremka i z Andrzejem Mrozowskim. Obie sprawy zakończyły się ugodą na naszych warunkach, tak więc nie czuję się przegrany.
Procesów się nie obawiam, ponieważ uważam, że ta zmiana, którą obserwujemy obecnie w Polsce, będzie w jakimś sensie dotyczyła również wymiaru sprawiedliwości i tego, jak ta historia będzie rozstrzygana przez sądy. Kilka ostatnich wyroków pokazuje, że można mieć nadzieję.

W ogóle uważam, że większość sędziów to są świetni, bardzo kompetentni ludzie, wśród nich pojawiają się przedziwne postaci, jak sędzia Łączewski czy sędzia Tuleja. Moim zdaniem takie postawy trzeba rozpoznawać, opisywać i recenzować. Mam jednak nadzieję, że większość sędziów to są ludzie uczciwi, którzy znają polską historię, dlatego nie obawiam się procesów.

Jakimi jeszcze kwestiami będzie pan zajmował się w programie?

Drugi temat to spór światopoglądowy dotyczący tego, na ile państwo powinno się wtrącać w te rzeczy światopoglądowe. Czy na przykład program 500+ to jest czysto techniczny zabieg fiskalny dotyczący socialu, który wiele państw robi, czy może kryje się za tym coś więcej. Ja próbuję odkrywać rzeczywistość ważniejszą, która sięga głębiej, do idei, do tego, czym jest w ogóle wspólnota, człowiek zawieszony w łańcuchu pokoleń. To są tematy, które mnie interesują. Także kwestia tego, co dzieje się dziś na Zachodzie, czyli problem osadników arabskich i muzułmańskich, którzy przyjeżdżają do Europy. Inny temat, to jakie jest miejsce religii w naszym życiu, czy to jest kwestia prywatna, gdzie są granice obecności tej rzeczywistości w przestrzeni publicznej. To są bardzo ciekawe zagadnienia do rozstrzygnięcia.

To także gorące tematy, które budzą bardzo silne emocje.

Tak, ponieważ one wracają ciągle z różną mocą. Pyskówki, o których wspomnieliśmy na początku, są bardzo jałowe. Nic z nich nie wynika. Politycy, przy całym szacunku do wielu świetnych, oddanych sprawie ludzi, mają tak zwane przekazy partyjne. Mają przekazy dnia, prezentują dość przewidywalny zestaw argumentów, które najpierw pojawiły się na trybunie sejmowej, później pojawiają się w porannych rozmowach radiowych, później trafiają do gazet i są w telewizjach informacyjnych. To jest ciekawe, należy tego słuchać, ale te rozmowy często nie wychodzą poza spór partyjny. Dlatego zapraszając gości do programu, poza politykami będziemy również sięgali do liderów opinii, ludzi którzy opisują świat idei ciekawiej niż politycy, albo mogą pozwolić sobie na bardziej szczere stwierdzenia niż ci, którzy są ograniczeni do przekazu partyjnego.