Anna Sobańda: Nowe władze Telewizji Polskiej deklarują, że będą skupiać się na misji. Czy TVN ma w związku z tym nadzieję na przejęcie pola w rozrywce?

Edward Miszczak: A na co my moglibyśmy liczyć? Robimy swoje i nie przejmujemy się konkurencją. Raczej nie kopiujemy, mamy swój kierunek.

Reklama

Żadne formaty spadające z anteny TVP nie leżą w obszarze zainteresowań TVNu?

Po pierwsze, nie wiem co spada. Po drugie, my nie kupujemy dotykanego produktu. Każda firma ma swoje strategiczne cele, ścigamy się na rynku o te istniejące ratingi. Tam się teraz konstruuje nowa rzeczywistość, oni się układają, mierzą się z tym, co zastali.

Reklama

Pana zdaniem będą łatwiejszą, czy trudniejszą konkurencją na rynku?

Jakbyśmy zaczęli się rozglądać, to znaczyłoby, że jesteśmy słabi. My mamy swoją historię. Nie podkupujemy ludzi, nie szukamy zwarcia. Ja i mój zespół programowy, mamy swój cel. Nasza grupa się rozrosła, czasem trzeba ułożyć to wszystko tak, by sobie wzajemnie nie przeszkadzało. Mamy co robić zajęci sobą. A ten rynek nigdy nie będzie dla jednej strony na 100%, każdy dostanie to, co sobie wykroi. W jednym sezonie więcej przypadnie jednej stacji, w drugim innej. Rodzaj konsumpcji telewizyjnej radykalnie się zmienił. Jednego dnia stacja jest tycia, a drugiego pokazuje ładny mecz i deklasuje całą konkurencję. Nadawcom trudno jest pogodzić się z tym, że kiedyś mogli narzucać mody i trendy, dzisiaj zaś nie wolno im schlebiać, ale trudno ich nie uwzględniać. Kto z nas głębiej to odczuje, znajdzie do tego klucz, ten będzie zwycięzcą.

Jakby pan skomentował plotki, które pojawiły się po przejęciu władzy w mediach publicznych przez PiS mówiące o tym, że przedstawiciele tej partii rozmawiali z TVNem i Polsatem, aby nie zatrudniali dziennikarzy zwalnianych z TVP?

Reklama

Nie sądzę, aby rozmawiali. Dlaczego mielibyśmy kogoś przejmować. Mamy bardzo ładną bibliotekę gwiazd i raczej nie szukamy nowych.

Nie skusicie się na te głośne nazwiska, które wyrzucono z TVP?

Nie mówię nie, bo sytuacja na rynku może się rozwijać różnie. Widzowie nie znoszą galimatiasu, zdrady, nagłych przejść. Muszą za kimś zatęsknić i wówczas można o tym pomyśleć. Nikt nie mówi nie. Ale to nie jest tak, że można jednego dnia zgasić światło i od razu zapalić je w innym miejscu.

W ostatnich dniach pojawiało się wiele sprzecznych informacji na temat "Roastu Kuby Wojewódzkiego". Czy ta produkcja zostanie pokazana na antenie TVN?

Potwierdzam, już dzisiaj poszła promocja.

Roast to jazda bez trzymanki, bezlitosne żarty ze wszystkich i ze wszystkiego. Czy Polacy są gotowi na tego typu poczucie humoru?

Na Big Brothera też nie byli gotowi. Roast to fajna historia, bo jest to coś, co niezwykle rzadko gości na polskich ekranach. Pojawiło się wcześniej kilka edycji zagranicznych, a to będzie pierwszy polski strzał. Bardzo trudny, bardzo brutalny, ale śmieszny jeszcze bardziej. Jeśli ktoś się umówi na tę konwencję, to nie zmylą go proste przekleństwa. W zwykłym show, mocniejsze słowo to dramat. A tutaj taką mamy formułę. Jest siedmiu wspaniałych, wychodzą na scenę, strzelają do siebie i wiedzą na co się piszą.

Nie było żadnych granic, na przykład zakazu drwin ze stacji?

Nie było. Jeśli decydujemy się na taką zabawę, nie może być żadnych granic. Przyznaję jednak, że kiedy zobaczyłem efekt końcowy, trochę powieki mi opadły.

Jakiś czas temu głośno było w mediach o kłótni między Jarosławem Kuźniarem i Anną Kalczyńską. Oboje twierdzą, że już zażegnali ten konflikt. Czy pan był rozjemcą?

Szef nie może patrzeć, jak ludzie błądzą, więc czasem trzeba porozmawiać. Zawsze jak dwoje bardzo wyraźnie narysowanych postaci z krwi i kości się ze sobą zetknie, to musi dojść do iskrzenia. Każda strona chciała coś zawłaszczyć.

Czyli był dywanik

Może nie dywanik, ale króciutka, miła rozmowa.

Rozmawiamy na konferencji serialu "Druga szansa". Na scenie, przed pokazem powiedział pan, że wkład Małgorzaty Kożuchowskiej w ten serial, to nie tylko główna rola. Co jeszcze zatem?

Wszystko, ona popycha każdy element tego zespołu. Nawet jak jest jakiś moment słabości, zatrzymania, ona działa. Niewiele jest postaci, które uniosą cały projekt. Mieliśmy już ze dwa takie seriale, w których nie było głównej gwiazdy, wspierającej całą inicjatywę i te projekty się nie powiodły. A Małgosia jest wszystkim na planie.
Czasem są luki obsadowe i to ona dzwoniła do kolegów i koleżanek i przekonywała ich, że warto. Ona ma dzisiaj cudowny okres w karierze. Kożuchowska to dynamit, siła, moc i milion dolarów na scenie.

Zatem Kożuchowska nową gwiazdą TVNu?

To jest gwiazda tego serialu. My bardzo doceniamy niezależność aktorską. Cieszę się, że Małgosia jest z nami, ale w życiu bym nie powiedział, że zawłaszczę ją jako gwiazdę. Tak już się nie dzieje. Można się spotkać na chwilkę, a wszystko polega na przyjemności, wolności i wzajemnych, fajnych relacjach.

Czym pana zdaniem „Druga szansa” może podbić serca widzów?

Do tej pory była moda na rynku na seriale będące dobrymi projektami zagranicznymi, adaptowanymi do warunków miejscowych. Ale polska widownia jest oporna na te historie. Ten serial jest w całości napisany pod kątem naszego widza i ja w niego wierzę. To jest fajny serial.