Prowadzącego show "X Factor" przepytał "Fakt":
To już finał "X-Factor" - jak pan z perspektywy czasu ocenia swój udział w tym przedsięwzięciu? Dobrze się pan czuł w roli gospodarza?
Jarosław Kuźniar: Z dziennikarskiego punktu widzenia mogę powiedzieć, że nie było wstydu. Marzyłoby mi się, żeby to już była kolejna edycja, bo wtedy to wiedzielibyśmy jak pewne rzeczy należy zrobić. Teraz dopiero przecieraliśmy szlaki, nie wszystko wiedzieliśmy, zapatrzeni byliśmy w brytyjski oryginał. Ale na pytanie, czy podjęcie się roli gospodarza było słuszną decyzję, odpowiadam: dobrze, że Jarosław Kuźniar się na to zdecydował.
Co podpowiada panu intuicja – kto wygra ten program?
Reklama
Kompletnie nie wiem, kto powinien go wygrać! I zastanawiam się też nad tym, na ile udział w „X-Factor” pomoże tym udział w karierze. Myślę tu na przykład o Genku. Otworzył się w tym programie, zmienił, wszedł o świata, którego kiedyś unikał. Ale czy kiedyś nie będzie tego żałował? Przecież grał, był znany w kręgach, w których chciał być znany, a teraz żyje w świetle jupiterów... On nadal wychodzi grać na ulicę, różnica polega jednak na tym, że gromadzi się przy nim więcej ludzi, bo już kojarzą tego faceta z przerzedzonymi, długimi włosami. Nie jestem też przekonany, czy Michał Szpak odnajdzie się poza programem, gdy nie będzie mieć opieki jurorów, czy znajdzie pomysł na siebie i ludzi, którzy mu pomogą odnieść sukces. Fenomenem jest dla mnie Ada Szulc, która sobie bardzo ładnie radzi, a przecież nikt o niej wcześniej nie słyszał. Tymczasem ona potrafi zaśpiewać wszystko, nawet hymn bez mylenia słów i nut.
Reklama
Podsumujmy – czego pana nauczył „X-Factor”?
Nauczyłem się zapanować nad sobą w zetknięciu z żywą publicznością. Kiedy występuję przed kamerami, to ja sobie oczywiście kogoś wyobrażam, ale nie da się tego porównać z tysiącem oczu wpatrzonych we mnie podczas programu realizowanego na żywo. Publiczność w studiu reaguje natychmiast, nie muszą napisać maila do redakcji, że dziennikarz wypalił coś głupio, tylko od razu dają o tym znać.
Jest jeszcze jedna rzecz, którą dał mi ten program. Po kilkunastu latach pracy zupełnie wyzbyłem się tremy – zaczęło mnie to martwić. Tymczasem, prowadząc „X-Factor”, znów poczułem tremę i bardzo się z tego cieszę.
Żałuję, że program już się kończy, bo się wszystko ładnie się rozkręciło, ja się bezpieczniej poczułem na tej scenie, ekipa zaczęła się dobrze ze sobą czuć – a tu trzeba kończyć... Nie żałuję ani chwili w tym programie.
Rozumiem, że jeśli będzie kolejna edycja, podejmie się pan roli gospodarza programu?
Jak będzie kolejna edycja, to ja już będę w grobie. Oficjalnie się nie mówi, że ma być kolejna edycja. I trudno się dziwić, bo na tę edycję były wydane ogromne pieniądze. Mogę tyle powiedzieć, że mnie się na tyle podoba, że gdyby mi to zaproponowano, nie powiedziałbym nie. Tymczasem ja sobie pokornie robię swoje, a co się będzie działo to zobaczymy.

Wyrzucili Dodę z hotelu. Wszystko przez Korę!