Mroczny pojedynek dobra ze złem zdominowały tu dylematy uczuciowe młodych bohaterów. David Yates sprawdził się, uzyskując dobry wynik finansowy poprzedniej części. Niewątpliwie umie pięknie wymyślać kadry, grać kolorami (sceny z dzieciństwa Voldemorta nie powstydziłoby się kino najwyższej próby), chociaż na polach innych niż wizualne robi kino wyłącznie poprawne. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że powierzając mu realizacje "Potterów", producenci i autorka książki chcieli zapewnić sobie kontrolę nad filmami.
Po odrodzeniu Lorda Voldemorta Śmierciożercy rozpanoszyli się na dobre. Atakują nie tylko świat czarodziei, lecz także świat ludzi. Czarodzieje są zastraszeni i bezradni – wielu zastanawia się, czy posyłać w tym roku dzieci do szkoły, bo Hogwart nie wydaje się tak bezpiecznym miejscem jak dawnej. Czarownicy, którzy przeszli na ciemną stronę mocy, terroryzują i mordują. Do tego mają we wnętrzu szkoły swojego człowieka – Severusa Snape’a. Ten złożył rodzinie Malfoyów przysięgę wieczystą, na mocy której musi chronić ich syna Draco, który w tym roku wyrusza do Hogwartu z misją powierzoną mu przez samego Czarnego Pana.
Niestety tej atmosfery zagrożenia nie czuje się, oglądając film. Rozmywa się w miłosnych westchnieniach młodych adeptów sztuk magicznych do osobników płci przeciwnej i budowanych dookoła nich żartów. Magiczne potyczki przegrały z jak najbardziej zwyczajnym, ludzkim ujęciem bohaterów. Yates postawił na rodzaj szkicu psychologicznego, pokazanie czarodziejów przez pryzmat targających nimi przyziemnych uczuć.
HARRY POTTER I KSIĄŻĘ PÓŁKRWI | HBO | niedziela, godz. 20.10
Reklama