Kappamaki, oshinkomaki, tekkamaki, nigiri, sashimi, futomaki – potrafimy wymienić kilkanaście rodzajów sushi, które w ciągu ostatnich 15 lat podbiło świat. Tradycyjne japońskie danie serwowane na specjalne okazje na Zachodzie stało się snobistyczną przekąską, którą pałaszują całe rodziny.

Reklama

Twórcy dokumentu "Globalne sushi" odwiedzili renomowane restauracje w Hollywood, słynny japoński rynek rybny Tsukiji, gdzie plonami połowów obraca się niczym akcjami na Wall Street, oraz wielką hodowlę łososi na chilijskiej wyspie Chiloe, by przyjrzeć się temu kulinarnemu trendowi. W swoim filmie zarejestrowali też rozmowy z rybakami, przedsiębiorcami i naukowcami. I co odkryli? Otóż ten okrzyknięty zdrową żywnością przysmak wcale nie jest taki zdrowy... przynajmniej nie dla ryb.

Szacuje się, że w ciągu ostatnich 40 lat konsumpcja ryb wzrosła o ponad 60 proc. Każdego roku kraje rozwinięte wyławiają ponad 28 milionów ton morskiej fauny. Zapełnienie talerzy całego świata oznacza jednak rabunkowe połowy. Patrzymy na oceany jak na niekończące się magazyny żywności. Tymczasem przy utrzymaniu takiego tempa ogałacania wód z ryb za 30 lat nie będzie już czego łowić.

Autorzy wnikliwego "Globalnego sushi" udowadniają, że rybne zachcianki są nie tylko niebezpieczne dla środowiska, ale przede wszystkim niezdrowe – masowe przetwarzanie świeżej surowej ryby wcale nie dodaje jej odżywczych walorów. A my, słono płacąc za tę apetycznie wyglądającą rybkę maślaną na łódce z ryżu, nie mamy pojęcia, jak dużo przeszła, żeby właśnie tak wyglądać na naszym talerzu.

Reklama

GLOBALNE SUSHI | Planete | sobota, 13.20