Małgorzata Rozenek-Majdan jest córką Stanisława Kostrzewy, byłego skarbnika PiS. Celebrytka w wywiadzie dla "Wprost" zdradziła, że podobnie jak jej ojciec nie do końca pochwala działania partii Jarosława Kaczyńskiego:

Reklama

Moje poglądy są zgodne z poglądami taty. Dla mnie prawica to było coś takiego, co występowało przeciwko komunizmowi, socjalizmowi. Wreszcie udało się skoncentrować w jeden prawicowy obóz wiele rozbitych partii. Na przykład program 500+ uważam za sukces. Nie pobieram, choć przyznaję, że robię błąd. Może powinnam pobierać i oddawać na cele charytatywne, muszę się nad tym zastanowić... Tak jak ze wszystkim, jest trochę dobrego i trochę złego. Ale nie możemy sprzyjać najbardziej radykalnemu skrzydłu, który na prawo ma tylko ścianę. Nakazanie kobiecie pod groźbą odpowiedzialności karnej rodzenia dziecka, które nie ma szans na przeżycie, jest barbarzyństwem. Zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej, i tak już jednej z najbardziej restrykcyjnych na świecie, jest pogwałceniem praw kobiet, a więc prawa człowieka. Próbuje się sprowadzić kobiety do roli nawet nie osoby, ale bezrozumnego tworu, za który można decydować. To jawny akt pogardy wobec kobiet. Ale co gorsza, twarzami takich haseł są też kobiety. Doszło do kuriozalnej sytuacji, że mniejszość chce decydować za wszystkich. Bo skala czarnych protestów, sondaże i badania wykazują, że obywatele nie chcą zmieniać obecnych regulacji, że władza nie jest głosem ludu.

Jeszcze ostrzej Rozenek oceniła wypowiedzi polskich księży na temat In Vitro. Szczególnie mocno zdenerwowały ją sugestie, jakoby dzieci poczęte tą metodą były naznaczone jakąś bruzdą:

Reklama

Jestem wku*wiona. Tym bardziej, że autorem tych słów był ksiądz Franciszek Longchamps de Berier, którego przez lata wielbiłam i szanowałam. Gdy usłyszałam jego wypowiedź o in vitro, oniemiałam. Zatkalo mnie. Mam nadzieję, że takie uprzedzenia są wynikiem niewiedzy. No bo jak wytłumaczyć powtarzane bzdury o wylewaniu zarodków albo wywożeniu i sprzedawaniu zarodków do Niemiec?

Gwiazda, która sama ma dwójkę dzieci dzięki tej metodzie nie może zrozumieć jak to możliwe, że obecnie budzi ona takie kontrowersje:

Gdy 12 lat temu robiłam swoje pierwsze in vitro, do głowy by mi nie przyszło, że dekadę później będzie aż tak źle. Ja mówiłam o swoim problemie jawnie. Cała rodzina, rodzice mnie wspierali. To nigdy nie było tabu. Dziwiłam się, kiedy spotykała kobiety, dla których przyznanie się do in vitro było dramatem. Ukrywały to nawet przed najbliższymi.

Reklama