Udział w "Pitbullach" Vegi to aktorski debiut Tomasza Oświęcińskiego. Pytany o swój dotychczasowy zawód, zazwyczaj wspomina jedynie o byciu trenerem personalnym. W rozmowie z natemat.pl zdradza jednak, że w przeszłości prowadził agencję towarzyską:

Reklama

To był klub z dziewczynami. Zarobiłem na niego jeżdżąc do Rosji i sprzedając różne rzeczy. Handlowałem jeansami, aparatami fotograficznymi, papierosami, lornetkami. Miałem tam 25 proc. udziałów i pomysł jak ten podupadający klub postawić na nogi. Weszliśmy w ten interes razem z moim kolegą Dariuszem. Mąż właścicielki miał też agencję towarzyską, więc automatycznie kupując udziały także staliśmy się prawnie jej właścicielami.

W tym czasie Oświęciński mieszkał w Białymstoku i jak twierdzi, zupełnie przez przypadek wplątał się w szeregi lokalnego gangu:

Wiem, że może mi nikt dzisiaj w to nie uwierzy, ale byłem wtedy bardzo młodym chłopakiem, niezdającym sobie sprawy, że istnieje coś jak "grupa przestępcza o charakterze zbrojnym". I że ja nagle należę do takiej grupy. W moim rozumieniu, byliśmy grupą chłopaków, którzy razem biegali po mieście. A tu nagle okazało się, że jesteśmy gangsterami. Kiedy to sobie wreszcie uświadomiłem, było już za późno.

Reklama

W 1999 roku Tomasz Oświęciński został zatrzymany przez policję i skazany na 2 lata więzienia:

Zostałem zatrzymany na podstawie zeznań świadka koronnego. A ja przecież wtedy nie musiałem być żadnym gangsterem. Dobrze mi się powodziło, prowadziłem kilka legalnych interesów. Oprócz klubu miałem przecież jeszcze restaurację. Nie robiłem nic złego. Nagle zostaje aresztowany, uznany za gangstera i skazany na dwa lata. Przysięgam, nigdy nie miałem świadomości, że to się tak skończy. Że nagle zostanę przestępcą. O tym właśnie mówię na moich spotkaniach z młodzieżą.

Dziś aktor-amator zapewnia, że zerwał z przeszłością, choć jego doświadczenia bardzo przydały się podczas pracy z Patrykiem Vegą nad "Pitbullem":

Byłem konsultantem, a wiele scen jest po prostu wziętych z życia. Scena ze Zbigniewem na przykład: Kiedyś zadzwonił do mnie kolega i spytał się, czy Zbyszek i Zbigniew to jest to samo imię. Dostał wezwanie za pobicie Zbigniewa, a znał przecież Zbyszka... Bardzo dużo tekstów opowiedziałem Patrykowi Vedze, a on je oczywiście trochę podkoloryzował.

Reklama