O niezbyt przyjemnych doświadczeniach z prześladowczynią Beata Tadla opowiedziała w rozmowie z "Na Żywo". Sytuacja miała miejsce jeszcze w czasach, gdy dziennikarka pracowała w "Wiadomościach" TVP:

Dostaję list. Autorka najpierw wyjaśnia, że od Władimira Putina wie o tajemnym przesłaniu dla świata, a potem dopisuje, że informuje o tym właśnie mnie, gdyż jestem jej… córką

Reklama

Na listach się nie skończyło, bowiem pewnego razu Tadla otrzymała większą przesyłkę:

Redakcja się podzieliła: jedni mówili, że nie wolno otwierać, bo może bomba, ale większością, w tym mną, pokierowała ciekawość. Postanowiliśmy sprawdzić, co jest w środku. W pierwszej paczce były znoszone ubrania – sweterki, płaszcz, bielizna oraz używane pluszaki. W drugim – książeczki dla dzieci i przeterminowane słodycze. A w trzecim sztuczny kożuszek.

Reklama

Teraz dziennikarka jest znacznie ostrożniejsza i na wszelki wypadek mocno pilnuje, by jej adres prywatny nie przedostał się do mediów.