Beata Tadla na swoim blogu podzieliła się z czytelnikami refleksją na temat tego, jak ważnym i absorbującym aspektem jej życia jest praca dziennikarza. Jak się okazuje, prezenterkę "Wiadomości" trapią nocne koszmary związane z zawodem:

Reklama

Najważniejszy w mojej profesji jest czas. Żeby nie wiem co się działo, o 19.30 trzeba stanąć przed kamerą. Koniec. Kropka. I myślę, że właśnie imperatyw czasu jest przyczyną tych moich snów. A raczej koszmarów. Wyglądają mniej więcej tak: okrutny pośpiech, biegnę do studia, choć kompletnie nie jestem przygotowana. Siadam przed kamerą, ale nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa. Albo spóźniam się - w drodze do pracy psuje się samochód, komórka odmawia posłuszeństwa, a kiedy nie mogę wezwać taksówki, biegnę co sił, byle tylko zdążyć na program. Biegnę pod górę i nagle moim oczom ukazuje się morze... Wtedy wiem, że już na pewno nie zdążę. Innym razem wpadam do studia, ale nie mam fryzury ani makijażu. Myślę wtedy: trudno. I wkładam (tak, jakby to miało w czymkolwiek pomóc) radiowe słuchawki... Może nikt nie zauważy? Taaa... Pojawia się też taki sen: siedzę przed kamerą i zaczynam serwis, ale nie mam pojęcia, o czym mówić i kompletnie nie mogę odczytać tego, co sama napisałam na kartkach. Nabazgrałam, jak kura pazurem i siedząc przed milionami nie potrafię złożyć tego w sensowną całość. I nagle jest! Coś, co mogę odczytać! Ale to nie są moje informacje. To przepis na szpinak...

Pani Beacie życzymy więc, by żaden z koszmarów nigdy nie ziścił się w rzeczywistości. Przeczytanie przepisu na szpinak, zamiast wiadomości, mogłoby bowiem nadszarpnąć jej reputację profesjonalnej dziennikarki.