Eurico Siqueira de la Rosa inkasował co miesiąc równowartość 30 złotych, udając, że pieniądze trafiają do jego syna. Gdy jednak "chłopiec" nie zgłosił się na badania lekarskie, do domu zapukali kontrolerzy. Okazało się, że pod podanym adresem jedynym mieszkańcem o imieniu Billy jest... kot i oszustwo wyszło na jaw.

Reklama

Kota z listy skreślono, jego właściciel podał się do dymisji. Nic więcej mu nie grozi, bo władze gminy słusznie uznały, że piekło jakie urządzi mu żona za to, że ukrywał przed nią pieniądze będzie wystarczającą karą.